Wiązanie – ucisk, ból, oddech

  • 4 stycznia 2013

Poniższy tekst został zainspirowany dyskusją w grupie BDSM Poland na portalu Fetlife.

Oto kopia tej dyskusji:

Wiązanie – ucisk, ból, oddech
by Margot_ 2 days ago
Znalazłam temat dotyczący bondage: Bondage – bezpieczeństwo. Jednak nie zawiera on treści, które mnie interesują.
Ostatnio byłam kilka razy wiązana. O ile w pozycji głową do góry jedynym dyskomfortem był ból szyi związany z opadaniem głowy do tyłu i wrażenie, jakbym kręciła się na karuzeli (żadnych sensacji związanych z uciskiem liny na różne części ciała), o tyle w pozycji głową w dół było mi o wiele trudniej.
Gdybym miała zwerbalizować problem (być może tylko subiektywny, bo inne osoby mogą tego nie odczuwać w identyczny sposób) – to zawiera się on w trzech słowach: ucisk, ból, oddech.
Sznur do podwieszenia w tej drugiej pozycji (co widać na zdjęciu w moim profilu) znajdował się między innymi pod piersiami, na żebrach. W momencie podwieszenia pojawił się natychmiastowy ucisk, miałam wrażenie, że lina zgniecie mi żebra i nie będę mogła oddychać. Miałam mieć również związane na plecach ręce, jednak takie ich ułożenie potęgowało negatywne odczucia i może to się wyda dziwne dla osób bardziej doświadczonych – ale gdy opadały swobodnie, łatwiej mi się oddychało.
No właśnie – oddech. Starałam się oddychać spokojnie, skupić się na tym, co moje ciało odczuwa jako przyjemność (dotyk szorstkiej liny na skórze, świadomość unoszenia się, spełnianie kolejnego marzenia, pokonywanie własnej słabości) – i w takich krótkich momentach prawie zapominałam o bólu.
Nie wpadłam w panikę, bo wiedziałam, że jestem w dobrych rękach, ale żałowałam, że nie wytrzymałam dłużej, bo ciało się buntowało i krzyczało „dosyć”. Stąd moje pytanie: czy przy pomocy oddechu można opanować ból związany z uciskiem liny? Czy można go wyłączyć? Mimo że jestem masochistką, ten ból nie był przyjemnością i nie podniecał.

nyrion
ja też już kilka razy wisiałem, ale nie miałem takich odczuć. to pewnie zależy od techniki związania. pewien ucisk jest zawsze, ale zawsze w miarę swobodnie oddychałem. pewnie miałem więcej sznura na piersi i ciężar się równomierniej rozkładał. A co do bólu to nie wiem nic o przeciwbólowym działaniu oddechu ale wystarczy tylko że odwrócisz swoją uwagę i już wyda się słabszy. jeśli uda ci się odwrócić uwagę 😀 ale ból coś oznacza, więc jeśli się go zignoruje to może oznaczać potem siniaki o terminie ważności około tygodnia

Mala_Zolza
Rozumiem, że mówiąc o wiszeniu głową w dół masz na myśli takie „na brzuchu”, jak na Twoich niedawnych zdjęciach?
Miałam okazję latać w ten sposób raz (co widać na moich zdjęciach), pod okiem GanRaptora, więc też z poczuciem bezpieczeństwa. Spora część ciężaru ciała spoczywa wtedy na części piersiowej, więc trudno się dziwić, że ucisk jest spory. Może trzeba było więcej nacisku położyć na biodra? Mnie oplatało trochę więcej lin – inny rozkład sił – a i tak zostały mi potem otarcia na ramionach. Co do oddechu, to mogę snuć fantazje – skoro klatka piersiowa jest uciśnięta, to może oddychać głębiej przeponą? No i więcej punktów podparcia liny na pewno nie zaszkodzi.

nyrion
to do góry nogami to było tylko jedno z chyba 3,4 moich związań 😀 Ale teraz po zastanowieniu myślę że najbardziej pomocne było oddychanie przeponą + dobre rozłożenie siły przez wiele sznurków 🙂

Margot_
Co do oddechu, to mogę snuć fantazje – skoro klatka piersiowa jest uciśnięta, to może oddychać głębiej przeponą? – @Mala_Zolza

Rozmawiam drogą prywatną o tym problemie, między innymi z @nyrionem. To fragment Jego maila (mam nadzieję, że @nyrion mi to wybaczy, ale cytat jest tak techniczny, że raczej nie naruszam tajemnicy korespondencji):

podstawowa różnica między nami jest taka że kobiety oddychają rozciągając klatkę piersiową a mężczyźni przeponą. Innymi słowy, ja oddycham brzuchem 🙂 tam nie ma żadnych lin, a moja klatka piersiowa się nie rusza i tym samym nie powoduje to bólu.

Oddech przeponą to jest pewne wyjście, ale nie wiem, na ile takie oddychanie może opanować kobieta. Ktoś inny (niestety, nie mogę podać nicka) zasugerował płytki oddech, taki, który nie rozciąga klatki piersiowej i nie potęguje bólu wywołanego już naciskiem liny.

Mala_Zolza
Oddech przeponą to jest pewne wyjście, ale nie wiem, na ile takie oddychanie może opanować kobieta. – @Margot

Może. Niektórym przychodzi to naturalniej, innym mniej. Szczególnie przydatne przy śpiewaniu, a na pewnym poziomie wymagane. Ale nie wiem, czy jest sens się tego uczyć dla paru minut wiszenia. 😉

Ktoś inny (niestety, nie mogę podać nicka) zasugerował płytki oddech, taki, który nie rozciąga klatki piersiowej i nie potęguje bólu wywołanego już naciskiem liny. – @Margot

Tylko kiedy człowiek zaczyna regularnie i świadomie płytko oddychać, to zaraz pojawia się nieodparta potrzeba zaczerpnięcia głębszego oddechu. 🙂

Margot_:

Tylko kiedy człowiek zaczyna regularnie i świadomie płytko oddychać, to zaraz pojawia się nieodparta potrzeba zaczerpnięcia głębszego oddechu. 🙂 – @Mala_Zolza

Tej rady udzielił mi ktoś, kto zajmuje się wiązaniem niemal „zawodowo” :). Jedyne wyjście – sprawdzić w praktyce :).

Ale nie wiem, czy jest sens się tego uczyć dla paru minut wiszenia. 😉 – @Mala_Zolza

Dla mnie jest sens, bo wiązanie (wiszenie) sprawia mi przyjemność. I chciałabym te parę minut wydłużyć :).

…………………Wiązanie – ból, oddech……………….

GanRaptor:

Spostrzeżenia i kłopoty o jakich pisze Margot po swych doświadczeniach z kolejnym swoim podwieszeniem dobrze ilustrują tezę, że podwieszenia są jednym z trudniejszych technicznie zagadnień shibari. Nie bez powodu wielu znawców zaleca nabycie dużej praktyki technicznej jako podbudowy do wykonywania podwieszeń.
Rzeczą cenną dla wykonujących podwieszenia jest ich własne doświadczenie w roli osób podwieszanych. Wtedy łatwiej postrzegać niuanse układanych splotów, szczegóły techniki, itp.
Niestety nie zawsze osoby wiążące zdobywają i kontynuują na bieżąco takie doświadczenia, bo albo w swej dominującej naturze nie dążą do sytuacji gdy sami na sobie „smakują” lin w zawieszeniu, albo dlatego, że trudno im o partnera, który umiejętnie wykona podwieszenie.

Teraz odniosę się do konkretnych fragmentów wypowiedzi uczestników powyższej dyskusji:

Najpierw definicje, abyśmy mówili o tym samym.

Przywołana przez Margot

  • Pozycja „głową do góry” to zawieszenie mniej lub bardziej poziome – twarzą do góry, w shibari nazywane:  Aoumke tsuri 
  • Pozycja “głową w dół” to zawieszenie mniej lub bardziej poziome – twarzą w dół, w shibari nazywane: Utsubuse tsuri 

Przywołane przez nyriona

  • Pozycja “do góry nogami” to zawieszenie pionowo- głową w dół, w shibari nazywane: Np. Sakasa tsuri

Margot wskazuje dwa czynniki, które w jej odczuciu, były nadmiernie dolegliwe:

  1. Utrudnienie oddychania
  2. Bolesny nacisk w obrębie oplotów klatki piersiowej

Oba te czynniki mogą występować niezależnie od siebie, ale występowanie jednego raczej powiększy dolegliwość drugiego.

Zacznę od kwestii oddechu.

Nasze płuca pracują mniej więcej tak jak mieszek do rozniecania kominka (lub miech kowalski).
Klatka piersiowa rozszerza się – wdychamy i kurczy – wydychamy. Dzieje się to równocześnie, ale w różnym stopniu poprzez rozdymanie żeber z przodu klatki piersiowej jak i poprzez ruch przepony. Za pierwsze odpowiadają mięśnie dookoła żeber, za drugie mięśnie przepony.

Różnica pomiędzy objętością klatki piersiowej (miecha) w skurczu i w rozszerzeniu to objętość powietrza jaką dostają płuca.

W miechu jaki tworzy nasza klatka piersiowa porusza się tylko przód i przepona, a nie rusza się cześć tułowia od strony pleców – dlatego w pozycji „twarzą do góry” Margot nie miała problemów z oddychaniem. Liny uciskały nieruchomą, tylną część tułowia.

Liny poprowadzone tak jak opisuje to  Margot:  czyli zawieszenie twarzą w dół i jeden oplot z podwójnej liny oplatający tułów  umieszczony pod pachami i drugi taki sam, tuż pod piersiami i potem oba połączone wspólnym stropem. Do tego dwie liny tworzące „szelki” na barkach – tworzą pozycję bardzo utrudniającą tą część oddychania jaką realizuje rozkurcz żeber.
Dzieje się tak gdyż klatka piersiowa zostaje bardzo mocno ściśnięta.
Całość zaciskającego działania obu pętli z lin przenosi się na żebra, gdyż w tym układzie lin nie obejmują one ramion.

Dalej – na żebra działa stały nacisk lin.
Istotną rzeczą jest ta stałość. Otóż każde zmniejszenie objętości klatki piersiowej przy wydechu skutkuje natychmiastowym „zdobyciem przestrzeni” przez naciskające bez chwili przerwy liny.
W rezultacie, w fazie rozszerzania, klatka piersiowa nie wraca do początkowej objętości.
Następuje kolejny cykl – czyli oddychając kurczymy nasz miech, ale znów w fazie rozszerzania nie wracamy do pierwotnej objętości. Po iluś tam cyklach wspomniana różnica objętości w skurczu i rozkurczu staje się coraz mniejsza. Ratuje nas praca przepony. Nawet nieświadoma wystarcza aby przeżyć, ale przy braku doświadczenia nasz organizm może już podlegać panice.

Co możemy w tej sytuacji?

  • Unikać płytkiego oddechu samymi żebrami, bo w końcu liny przez swą „cierpliwość” zwyciężą.

Wspomina o tym Mala_Zolza:

„Tylko kiedy człowiek zaczyna regularnie i świadomie płytko oddychać, to zaraz pojawia się nieodparta potrzeba zaczerpnięcia głębszego oddechu. 🙂

Starajmy się, możliwie często „naprzeć” mięśniami na liny i rozszerzyć maksymalnie klatkę.
Zaczerpnąć dużo powietrza. Nie bójmy się tego „napierania” – ból od nacisku nie zwiększy się. Zawsze będzie taki jak wynika to z naszego ciężaru i naprężenia lin ten ciężar równoważący. A przecież „napierając” nie zmieniamy ani ciężaru, ani sposobu przyłożenia sił.
Aby wspomóc mięśnie klatki w tym siłowym „rozpychniu” unieśmy – na chwilę – mięśniami tułów – tak jak w ćwiczeniu: wznosy tułowia w leżeniu na brzuchu.
W kolejnym cyklu oddechowym, na chwilę wdechu, unieśmy mocno – siłą mięśni – biodra. Nacisk lin na piersiach wzrośnie, ale zmieni się kąt nacisku lin. Da to szansę na inną pracę zmęczonych mięśni klatki. Niewiele, ale zawsze coś 🙂

  • Oddychać przeponą.

Nawet bez opanowania biegłości w oddechu przeponą, o czym wspominają rozmówcy, wystarczy to do funkcjonowania w zawieszeniu.
Pod warunkiem, że nie spanikujemy 🙂
I uwaga kolejna – układając linę tuż pod dolnym żebrem możemy unieruchomić przeponę.
I wtedy jest kłopot!

Możemy wyćwiczyć się w korzystaniu z tych metod.

Po pierwsze wzmacniając mięśnie biorące udział w powyższych działaniach.

Po drugie ćwicząc w praktyce.
W zawieszeniu lub w warunkach symulacji:
Zawieszamy pętlę lin 20 cm nad podłogą. Przyjmujemy pozycję jak do pompek gimnastycznych, a pętlę układamy na klatce piersiowej. Mamy sytuację zbliżoną do tej przy omawianym zawieszeniu. Odrywamy ręce od podłogi i bezpiecznie, samodzielnie, ćwiczymy nasze zachowania w sytuacji takiego podwieszenia.

Tyle mniej więcej możemy zrobić w kwestii ułatwienia oddychania jako osoby wiszące, kolejne kwestie wymagają już działania osoby wykonującej podwieszenie.

Pierwsza rzecz to wybór metody, pozycji, itp. dostosowany do naszych fantazji, ale też i do warunków podwieszanej osoby.

Bardzo istotna jest waga !!!

To na co można sobie pozwolić bez problemów z osobą leciutką, umięśnioną  i wygimnastykowaną może w przypadku osoby bez tych cech i cięższą zmusić do wyjątkowej staranności w doborze i wykonaniu oplotów.

Jeden z ekspertów shibari stwierdził w wywiadzie, że unika podwieszeń osób cięższych niż 50 kg. To raczej ekstremalne podejście i dobre w jego japońskiej praktyce, ale o czymś jednak mówi.

Jeżeli chcemy umożliwić cięższej osobie dłuższe chwile nacieszenia się zawiśnięciem ( z naszej praktyki tak do godziny), to dobierzmy odpowiednią technikę zawieszenia.

W przypadku opisywanym przez  Margot dwie pętle oplatają żebra. Całość sił skupionych w stropie przenosi się właśnie na klatkę piersiową.

Na zdjęciach poniżej liny oplatają nie tylko piersi, ale również ramiona. Znaczącą część ciężaru tułowia (80% z siły na stropie tułowia) przenosi pętla na ramionach, przebiegająca przodem na wysokości szczytów płuc i górnej części ramion.

 

Liny oplatają całą górę tułowia tworząc sieć rozpraszającą naciski

  

Zdarza się, że z jakiś przyczyn, choćby zrealizowania wyobrażonego ułożenia, rezygnujemy z oplotu ramion i układamy liny tylko na klatce piersiowej

Wtedy bardzo dużo zależy od szczegółów.

Jednym z nich jest dopasowanie rozkładu sił pomiędzy stropem bioder i stropem tułowia. Decydują milimetry. Optymalnego położenia poszukuję wsłuchując się w uwagi osoby podwieszanej.

Margot wspomina o kwestii ułożenia rąk w opisywanej przez nią pozycji.

Łatwiej było, gdy wisiały luźno.

Ano dlatego, że ręce ułożone na plecach utrudniają pracę mięśniom na żebrach. Im mniej jesteśmy elastyczni tym bardziej. Ruch układania rąk na plecach skłania do pochylenia barków w przód.
Jest to efekt wykorzystywany w związaniu o nazwie strappado. Jest tym wyraźniejszy im mniejsza elastyczność barków.
Natomiast ułożenie ramion jak na zdjęciu  powyżej jest ułatwieniem. Ręce przenoszą część ciężaru tułowia pomniejszając o tą część naprężenia na linach.
Ale uwaga – ramiona nie mogą być nadmiernie „zadarte” do góry.  Unosimy je w granicach swobodnego ruchu, dalej pojawi się efekt strappado.

Od omawiania kwestii związanych z utrudnieniem oddychania przechodzę do kwestii nacisków od lin.

Wspomniałem wcześniej o konieczności wyważenia rozkładu sił pomiędzy stropami bioder i tułowia.
Wspomniałem o kwestii „siatki” oplotów rozpraszających naciski.
Tutaj polecam uwadze kwestię tego jak często eksperci podwieszeń sięgają po różne wersje związania o nazwie takate-kote. Dzieje się tak nie bez powodu. Poprawnie wykonane to związanie jest optymalne do podwieszeń.

Kolejna kwestia to jednostkowy nacisk lin tworzących oplot.

W przypadku Margot są to pętlę złożone z podwójnej liny. Zapewne o grubości nie większej niż 10 do 12 mm. Daje to pasmo o szerokości 20 do 24 mm.
Na poniższym zdjęciu główna pętla przenosząca ciężar tułowia (ta najbliżej głowy) wykonana jest z sześciu pasm liny o średnicy 6 mm. Daje to pasmo o szerokości 36 mm (6 x 6 = 36).
Do tego dochodzi jeszcze, na samej górze nad oplotem fragment elementu Mount Fuji ( zakreślony czerwoną linią). Daje to w tym miejscu jeszcze 12 mm i razem mamy w tym miejscu pasmo o szerokości 48 mm.
I jeszcze na dokładkę te liny, które z przodu oplatają piersi.
Wielkość powierzchni na jaką przenoszą się obciążenia ma ogromny wpływ na siły nacisku jaką odczuwa ciało – maleją one proporcjonalnie do kwadratu powierzchni.

Wielokrotnie spotykałem się z twierdzeniem: do podwieszeń grube liny (tj. 8 i więcej mm).

Ja twierdzę natomiast: jeżeli grubsze liny (max. 8 mm) to tylko na stropy, a na oploty ciała 6 mm, układane gdzie trzeba w szerokie pasma.

Dodatkowa zaleta cieńszych lin  – pasmo cienkich lin tworzy równą powierzchnię, pasmo lin grubych daje powierzchnię z zagłębieniami. Naciski na skórze są mniej równomierne. Jeśli jeszcze nie dopilnujemy, aby każda z lin w paśmie była równo napięta – a im grubsze liny tym łatwiej o błędy –  to znów naciski mogą miejscowo wzrastać.

Grubsze liny tworzą znakomicie większe węzły, które mogą nadmiernie naciskać na ciało.
Trudniej z grubszych lin uzyskać mocno rozbudowaną i estetyczną „siatkę” oplotów.

Zapraszam do dyskusji, pytań, wymiany poglądów.

 

You must be logged in to post a comment.