Link do artykuł na stronie WP.pl: Shibari – czyli dlaczego czasem warto powiedzieć „zwiąż mnie”
………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………….
Ewa Kaleta , 31 marca 2017
Shibari – czyli dlaczego czasem warto powiedzieć „zwiąż mnie”
W mało którym kraju z łatwym dostępem do internetu, kina czy księgarń „50 twarzy Greya” nie było hitem. Książka, a później film szturmem zdobyły serca i portfele kobiet, głównych odbiorczyń opowiastki o perwersyjnym bogaczu i niewinnej redaktorce. Prosta opowieść o miłości z masą scen w stylu lekkiego porno i elementami BDSM. Jednym z motywów przewodnich łóżkowych akrobacji Anastasii i Greya jest wiązanie się, głównie przywiązywanie do łóżka. To shibari – gra zależności i zabawa w dominację.
Niektórzy twierdzą, że wiązanie to sztuka, która wymaga odpowiedniego przygotowania, zarówno po stronie tego, kto wiąże, jak i tego, kto musi mu zaufać. W Polsce niewielu jest mistrzów shibari, od których można nauczyć się profesjonalnego wiązania. My rozmawiamy z GanRaptorem, ekspertem od tej formy zabaw w łóżku, który od lat występuje na scenach targów i festiwali pokazując, na czym naprawdę może polegać zabawa w „zwiąż mnie”.
Ewa Kaleta: Co jest esencją wiązania?
GanRaptor: Tworzenie emocji, erotycznej energii przekazywanej liną jak kablem USB pomiędzy wiążącym a wiązanym. To jest główny cel! Zmierzamy do niego niego poprzez tworzenie nastroju, obrazu, zmysłowego dotyku, dominację i uległość. Shibari to elegancja ruchu, pokaz sprawności technicznej i całkowite skupienie na osobie po drugiej stronie liny.
Słowem wstępu – shibari to?
Shibari to sztuka, umiejętność wiązania, która wywodzi się z Japonii. Za jej początki uważa się twórczość japońskiego artysty Ito Seiyu, który w połowie ubiegłego wieku w swych obrazach pokazywał wizerunki związanych postaci. Shibari zaczęło się rozwijać, pojawiali się „artyści liny”, a wraz z nimi nowe techniki. Sięgano też po wzory średniowiecznej praktyki hojojutsu, która początkowo była zbiorem technik krępowania pokonanego przeciwnika. W latach 70. shibari zostało w pewnej mierze wchłonięte przez japoński przemysł porno, czego rezultatem był znaczący zastrzyk finansowy napędzający dalszy rozwój technik wiązania. Od początku lat 90. rozwija się odmienny sposób postrzegania shibari, daleki od pornografii. Podkreśla brak przemocy, ukierunkowany jest na wywoływanie emocji, zmysłowych doznań i wrażeń estetycznych.
Autor: Slaanesh & GanRaptor
Źródło: Archiwum prywatne
Czy widział pan film „50 twarzy Greya”?
Widziałem.
Wiele Polek czytało książkę, widziało film, dla niektórych to pewnie pierwszy kontakt z klimatem BDSM. Odnalazł Pan w filmie elementy shibari?
Elementów prawdziwego shibari tam nie dostrzegłem. Przez kilka chwil okiem kamery widzimy tam jakieś fragmentaryczne obrazy z zakresu bondage (zniewolenia). Trochę śmieszą drobiazgi oderwane od realiów – na przykład znawca i praktyk BDSM, posiadacz wspaniałego studia SM, kupuje w tamtejszej Castoramie jakieś plastikowe linki, zupełnie nie nadające się do shibari.
Wiązanie to rozrywka, fetysz czy intymna relacja? Zabawa czy coś całkiem na serio?
Można powiedzieć, że każda z tych rzeczy. Shibari to narzędzie sprawdzające się na różnych płaszczyznach. Dla mnie shibari to drzwi do fascynującej krainy kinbaku – świata, gdzie do techniki shibari dołączamy emocje. Kinbaku to wiązanie w celach erotycznych, jest połączeniem estetyki i seksualnej gry. I tak wiązanie, które jest ładne, ale nie spełnia funkcji obezwładnienia, nie zaoferuje nam kinbaku. Sprawnie wykonane, skuteczne wiązanie wykonane bez emocji, bez odczuć erotycznych, bezdusznie, też nie będzie wiązaniem kinbaku, a jedynie shibari. Więzy w kinbaku tworzymy tak, aby uzyskać wszystkie te elementy, dążymy do zharmonizowania energii relacji fizycznych i emocjonalnych. Kinbaku to przejęcie kontroli nad partnerem oddającym nam swoją uległość, a z drugiej strony to ofiarowanie tej uległości. To coraz dalej postępująca kontrola ciała i emocji; od pierwszego oplotu nadgarstków po kolejne sploty, kolejne stopnie zdominowania ruchu, pozycji, odczuć, a nawet bólu i wstydu.
To intymne zespolenie ciał i dusz, gdzie energia przekazywana jest za pośrednictwem liny, dotyku, nacisku ciała, obnażenia, pozbawienia swobody, narzucenia biegu wydarzeń i działań.
A filmy takie jak „Grey” mogą nas czegoś nauczyć w sferze seksualnej?
Pojawienie się takich filmów w mainstreamie rzeczywiście pomaga społeczeństwu otwierać się na różne barwy ludzkiej seksualności. Wiele osób dopiero dzięki temu dowiaduje się w ogóle o istnieniu takich przejawów seksualności, a że sposób ich przedstawienia nie jest odpychający – budzą zaciekawienie. Jednocześnie dostrzegam, jak płytki i powierzchowny jest odbiór tego dzieła. Poprzestaje się na wizualnej atrakcyjności tematów tam pokazanych, na ekscytacji tym, że naruszane jest tabu obejmujące sprawy seksu, a szczególnie jego nienormatywnych form. Natomiast film ten niesie silne przesłanie, które powinno wręcz odstręczać od praktyk BDSM – bohater sam wyznaje, że jest nieszczęśliwym człowiekiem, który nie jest w stanie się zakochać. Przyczyną są traumatyczne doznania spowodowane zetknięciem z BDSM w młodości. Za to bohaterka filmu po liźnięciu klimatu woli zrezygnować z kuszącej, ale okupionej zgodą na „inny” seks relacji.
Autor: GanRaptorŹródło: Archiwum prywatne
Czego ludzie szukają na warsztatach, które Pan organizuje?
Na warsztaty przychodzą osoby już zainteresowane shibari, które widziały zdjęcia, artykuły, programy TV, filmy, pokazy – to je zaintrygowało. Część z nich ma upodobania fetyszowe, część – BDSM, a część poszukuje nowych sposobów urozmaicenia sztuki kochania. Chcą poznać technikę, dowiedzieć się, co można wydobyć z shibari, jak praktykować je w bezpieczny sposób, no i spotkać sobie podobnych. Wiek? Nie ma reguły – od 20 do 60 lat. Jak na ulicy przeciętnego polskiego miasta.
To skomplikowane? Czego potrzebujemy, żeby zacząć?
Z opanowaniem shibari jest jak z jazdą na rowerze. Każdy, kto chce, nauczy się tego. Jeden szybciej, drugi wolniej. Samemu trudniej, z instruktorem łatwiej. Na różnym poziomie: jednym wystarczą podstawy, inni będą się doskonalić bez końca. Czy to skomplikowane? Na niższych poziomach banalnie proste. I wielu osobom to wystarcza. Śmieję się, że uczestnicy warsztatów shibari nie muszą, jak na przykład żeglarze, nauczyć się 17 węzłów. Tu wystarczą trzy (tylko potem mnożą się ich odmiany ). Gdy się zagłębimy, otwiera się ogromne bogactwo wiedzy, umiejętności, możliwości.
A sprzęt?
Podstawowy sprzęt to parę odcinków linki. Byle jakiej, do kupienia za cenę dwóch piw. Specjalna linka do shibari (potrzebne jest 48 metrów) kosztuje ok. 150 zł. Warto zacząć od warsztatów – za jeden dzień 8-godzinnych zajęć zapłacimy 100-300 zł w zależności od stopnia zaawansowania. Potem można się doskonalić, korzystając z internetowych podręczników. A chcąc przeskoczyć na kolejny poziom, warto znów pójść na warsztaty – takie dla zaawansowanych.
No i jest jeszcze jeden element – bardzo, bardzo potrzebny. Ten drugi człowiek, który będzie dzielił nasze zainteresowania. Ktoś, kto będzie podążał z nami „drogą liny” (nawado). „Nawa” znaczy lina, „do” – to droga.
Myśli Pan, że feministki mogłyby odnaleźć w shibari coś dla siebie?
Shibari w swej głównej formie to jedna z technik wywoływania emocji, erotycznej więzi. Jego praktykowanie nie jest powiązane z płcią. Po obu stronach sznura znajdą dla siebie miejsce i kobiety, i mężczyźni. Myślę, że feministki mogłyby mówić o shibari tak samo jak np. o żeglarstwie, seksie oralnym albo obrazach Rembrandta. Podoba się, albo nie. Praktykują, albo nie.
Pokaz wiązania w Krakowie, 2016 rok
Źródło: Archiwum prywatne
Ewa Kaleta
Reporterka poruszająca w swoich materiałach kwestie społeczne, zajmująca się historiami kobiet, bohaterkami dnia codziennego i zmieniającym się obliczu kobiecości. Współpracuje z serwisem WP Kobieta i „Dużym Formatem”, publikowała w „Przekroju”, „Polityce”, „Zwierciadle” i „Tygodniku Powszechnym”. Ma 31 lat i jest feministką.