21.03.2014 r. sceny z shibari w filmie Bogdana Dziworskiego

  • 4 września 2015

Bogdan Dziworski jest jednym z bardziej utytułowanych polskich filmowców, a także wychowawcą operatorów i reżyserów.
Zostałem zaproszony do udziału w jego najnowszym filmie pt: „Plus minus, czyli podróże muchy do Gruzji”
Poniżej cytuję fragment wywiadu udzielonego portalowi Onet:
…………………………………………………………………………………………………………………………………..
„Do tej pory w pana filmach to obraz triumfował nad słowem. Tymczasem w filmie „Plus minus, czyli podróże muchy do Gruzji”po raz pierwszy usłyszymy dialog.

Żeby opowiedzieć bez słowa historię, trzeba się nieźle namęczyć. Słowo posuwa akcję do przodu, wyjaśnia to, czego twórca nie jest w stanie opowiedzieć obrazem. Kiedy pracowałem nad „Prisonerem” dla BBC, stacja postawiła warunek, że w filmie musi pojawić się komentarz. Wystukałem go więc alfabetem Morse’a, po angielsku [śmiech].

Teraz czasy się zmieniły, w przypadku „Plus minus, czyli podróże muchy do Gruzji” muszę pewne rzeczy wyjaśnić, ponieważ ten film opowiada o moim dzieciństwie, o fascynacji Stalinem. Jako dziecko recytowałem na szkolnych akademiach wiersze o Stalinie; muszę to widzowi powiedzieć, bo bez tego ta opowieść nie będzie czytelna. Zawsze jednak jest ten ułamek tajemnicy i uważam, że lepiej, kiedy widz sam interpretuje obraz. To jest bardzo trudne i ryzykowne, ale trzymam się tego od lat. Szczęście mi sprzyja: ukarałem nieuprzejmego kelnera, kończę nowy film.

Pojawiają się głosy, że „Plus minus, czyli podróże muchy do Gruzji” przypomina stylistycznie „Hommage à Beksiński” (1985), prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjny film w pana twórczości.

Staram się, aby każdy mój film był inny. Nie chcę się powtarzać, wzorować na tym, co już nakręciłem.”
………………………………………………………………………………………………………………………………
Część historii opowiedzianej w tym filmie wygląda tak, że będący już w bardzo podeszłym wieku bohater (w domyśle sam Dziworski) popada w apatię. Całkowicie zanika w nim chęć życia. Ani medycyna, ani nic innego nie umie wytrącić go z tego stanu.
W pewnym momencie jeden z uczniów starca, odwiedzając go w szpitalu, wspomina iż słyszał o pewnym człowieku, który używając lin do krępowania ciała potrafi sprawić, że ta osoba w więzach przechodzi przez takie emocje, że jej życie potrafi zupełnie się odmienić.
Jak się można domyśleć rola tego niby szamana przypadła właśnie  mnie :).
Działania, sposób filmowania były bardzo specyficzne, alegoryczne. Były i liny i mumifikacja i podwieszenie –  nagrywane w studio, a następnego dnia w scenach nagrywanych w szpitalu na Banacha pan Dziworski odkrył potencjał technik przekazania energii, których nauczyłem się praktykując jutsu.
I w filmie dzięki tym właśnie działaniom, stary człowiek wstaje z szpitalnego łóżka, odrzuca kule i rusza w podróż do swojej Gruzji.

Dla nas była to bardzo ciekawa przygoda 🙂